Miesiąc od złamania
Minął dokładnie miesiąc od nieszczęśliwej kontuzji, której doznałem podczas rywalizacji w zawodach. Po prawdzie do dzisiaj nie ustaliłem, co mogło być przyczyną zmęczeniowego złamania. Czy na taki stan rzeczy pracowałem ostatnie kilka lat, czy ostatnie okres treningowy, a może śliski asfalt i źle dobrane buty na zawodach mogły mieć wpływ na to zdarzenie? Szczerze, to nikt mi nie odpowie na proste postawione pytania. Analiza jest szalenie istotna w sporcie, nie mniej jednak w tym wypadku jest to praktycznie nie do ustalenia.
Z jednej strony miesiąc zleciał szybko, z drugiej jestem już tym mocno zmęczony. Oglądanie kolegów biegających na zawodach, kiedy Ty siedzisz z ortezą na kanapie nie należy do najprzyjemniejszych rzeczy, na które ma się ochotę. Kontuzja jest na tyle upierdliwa, że ciężko podjąć jakiś wysiłek o charakterze wytrzymałościowym. Lekarze przez pierwsze 6 tygodni zalecają całkowite odciążenie nogi, chodzenie o kulach. W takim wypadku rower, czy basen jako trening uzupełniający nie wchodzi w grę. Jedynym ratunkiem w tej sytuacji okazała się dla mnie siłownia i ćwiczenia wzmacniające, gdzie mogę ćwiczyć we wszystkich pozycjach nie obciążających kończyny.
Na „siłkę” chodzę 2-3 razy w tygodniu, robię trochę sprawności w domu. Codziennie wieczorem podłączam się do Exogenu, który ma przyśpieszać zrost mojej złamanej drugiej kości śródstopia. Ogólnie przez ten miesiąc jestem wewnętrznie rozdrażniony. Organizmowi brakuje ruchu i wysiłku. Byłem naprawdę w dobrej formie i praktycznie z dnia na dzień mój organizm został odcięty od reżimu, w którym funkcjonował przez ostatnie miesiące. Na bank ma to odzwierciedlenie w ogólnym samopoczuciu i „psyche”. Czasami po prostu nic mi się nie chce i ciężko mi się zmobilizować do czegokolwiek. Staram się uciekać myślami od tego, ile pracy i wysiłku włożyłem w przygotowania. W planach mam przeczytanie kilku interesujących mnie książek, napisanie dla was kilku artykułów na bloga, ale idzie opornie niczym jak „krew z nosa”.
Zrobiłem ostatnio badania krwi, które są oczywiście dobre. Spodziewałem się tego, organizm wypoczął i nie był obciążany. Czerwone krwinki nie dostawały kolokwialnie w „dupę” więc wskaźniki morfologiczne są naprawdę dobre. 5.2 czerwonych krwinek, 16.1 Hemoglobiny przy hematokrycie 48. Jest nieźle i o ten aspekt nie będę się martwił przy rozpoczęciu przygotowań do nowego sezonu. Martwi mnie tylko moja słaba przyswajalność Vit. D. Przez ostatni czas dość agresywnie się suplementowałem, aby podbić poziom w moim organizmie, a on niestety dalej jest dla mnie niezadowalający, czyli 40 ng/ml. Stosuję się oczywiście do zaleceń naukowych i praktycznych, czyli przyjmuję vit. D z K2MK7 oraz z tłuszczami, jednak poziom jest dla mnie dalej niesatysfakcjonujący. Cóż, muszę dalej się suplementować i czekać na lepsze rezultaty.
Jeżeli chodzi o kwestie diety, to w ogóle nie zaprzątam tym sobie głowy. Obecnie jem wszystko na co mam ochotę i bardzo nieregularnie. Czasami przerwa między posiłkami trwa u mnie nawet 8 godzin. Jakoś mocno nie tyje i nigdy nie miałem do tego tendencji. Wiem, że jak wrócę do biegania to waga szybko spadnie do mojej standardowej wagi treningowej 57-59kg. Na pewno zauważyłem, że przez ten miesiąc trochę tkanki tłuszczowej odłożyło mi się na fałdzie brzusznym, jednak to cena za picie piwka podczas gry w Fifę 18 lub podczas oglądania filmu : )
Mam nadzieję, że okres odpoczynku i resetu dobiega końca. W połowie października mam kontrolne zdjęcia stopy i dostanę informację, czy mogę powoli wchodzić w rehabilitację. Jak wszystko będzie w porządku i dostanę zielone światło to zaczynam trening zastępczy. Będzie rower i trenażer, będzie basen i bieganie w pasie wypornościowym i będzie oczywiście siłownia. Nie lubię treningu zastępczego, ale wiem, że mam dość już siedzenia i na pewno będę pracował na to, aby odbudować trochę to, co straciłem przez te 6 tygodni leżenia na kanapie. Jak wszystko będzie się układać pozytywnie i według założeń, to z początkiem grudnia powinienem wrócić na biegowe ścieżki. Trzymajcie kciuki.