Akcja Wytop #3

Nie boli, nie boli. Nie lubi tego? 

 

Tydzień 3. 

 

Po 2 tygodniach wprowadzających, gdzie wykonywałem same easy runy i adaptowałem się do jakiejkolwiek objętości trzeba było spróbować lekko przyśpieszyć i zaplanowany miałem pierwszy bieg ciągły, więcej siły biegowej oraz opcjonalnie rytmy, jak stopa i piszczele pozwolą. Przyznam się szczerze i bez bicia, że piszczele dalej częściej mnie bolały niż odpuszczały. Miałem jeden taki dzień, że przez ból nie miałem siły biegać i stawałem w lesie kilka razy, po czym miałem bolesny głęboki masaż i prawie w ogóle ich nie czułem. To co teraz piszę jest na serio i jestem tego pewny – to gówno w końcu odpuści i przestanie boleć. Po prostu muszę to przecierpieć i minimalizować napięcia oraz wzmacniać łydeczkę. Z tygodnia treningowego jestem zadowolony, choć dalej czuję się słaby wydolnościowo i prędkości nie powalają, a pierwszy ciągły w drugim zakresie był męczarnią. Mój trening w trzecim tygodniu wyglądał następująco: 

 

PN: Easy 10km+spr+SB 10×100 marsz siłowy+1km TR 

WT: Easy 10km+spr+10×100 RTM 

SR: Easy 6km+Steady 6km: Steady (3:59/km)

CZW: Easy 14km+spr 

PT: Easy 10km+spr+SB 100m marsz/100m przej A x5+1km TR 

SO: Easy 4km+Steady 8km(3:52/km)+spr 

ND: Easy 16km+spr 

Total: 105km 

Moje easy unormowało się w tempie 4:20-4:15/km i na tyle tylko mnie obecnie stać – mam tutaj na myśli moje tętno i ogólne samopoczucie. Tempo steady może mnie nie załamało, ale lekko zaskoczyło – to są jak na mnie słabe prędkości. Tutaj wpływ ma na pewno moja waga oraz dalej słabe kulasy. Mimo wszystko Maciek staje się z tygodnia na tydzień mniejszy za sprawą ćwiczeń wzmacniających.Tydzień trzeci minął i biorę go na klatę. Kolejny musi być lepszy! 

Tydzień 4 

Trzeci tydzień zakończyłem długim niedzielnym masażem u Andrzeja, więc w kolejny wchodziłem z nadzieja, że pier….piszczele odpuszczą i będą miał większą radość cierpienia na treningu. Tak, radość cierpienia, bo jeszcze jestem biegowo słaby – myślę, że to dobra metafora. Jak jesteś niewytrenowany i jeszcze bez formy, ale nic nie boli to cierpienie inaczej wchodzi niż jak cały czas coś Ci przeszkadza i spędza sen z powiek.  Mimo, że waga sukcesywnie spada, to czuję jeszcze brak mocy, odpowiedniej kadencji i sprężystości kroku biegowego oraz słaby układ krążenia. W ten tydzień wchodziłem z nadzieją, że steady na dłuższym odcinku oraz podbiegi pobudzą moją pikawę i układ mięśniowy do szybszego tempa. Mój czwarty tydzień wyglądał następująco: 

PN: Easy 11km+spr+SB 100m marsz/ 100m przej A/100m podbieg x5+1km TR 

WT: Easy 15km+spr  

SR: Easy 2km+Steady 10km (3:47)+2km TR 

CZW:Easy 11km+SB+1km TR 

PT: Easy 2km+Steady 10km (3:55)+spr 

SO: I Easy 10km+spr II Easy 8km+spr 

ND: Easy 16km+spr 

Total: 110km 

W tym tygodniu z piszczelami było zdecydowanie lepiej, oczywiście czuję je, czasami dyskomfort bólowy był większy, ale bilans jest zdecydowanie lepszy niż w trzecim tygodniu akcji wytop. Lepiej robiło się elementy siły biegowej, było czuć większą dynamikę, choć oddechowo dalej bez rewelacji. Na steady też czułem się lepiej, choć jest to dla mnie najtrudniejsza jednostka biegowa tygodnia. To zupełnie normalne, że organizm w początkowym stadium budowania formy szybciej wzmacnia się mięśniowo, niż wydolnościowo, ale im dalej w las tym tendencja się odwraca. Zdecydowanie lepiej i szybciej się wytrenować wydolnościowo, niż budować siłę i moc! Gdyby budowanie wysokiej dyspozycji startowej w biegach długich na dużych prędkościach było takie proste to biegacze w większej mierze skupiliby się na treningu siłowym i mocy jak to robią sprinterzy! Jednak jak praktyka pokazuje wszystko opiera się na proporcjach i indywidualnym podejściu do każdego organizmu. Nie jest to takie łatwe, ale to historia na inny wpis. 

Podsumowując kolejne 2 tygodnie treningu to szału jeszcze nie ma, ale są pozytywne aspekty. Waga spada i z ponad 66kg zrobiło się w miesiąc 63kg. Wydolnościowo i siłowo powoli acz miarowo rosnę, piszczele mają się jakby lepiej, a mój stan psychiczny nie jest najgorszy. Muszę się uzbroić w cierpliwość dlatego na zakończenie tego wpisu mam dla WAS cytat: “cierpliwość jest gorzka, ale jej owoce są słodkie”. Wiem, że jak zdrowie dopisze i nie będę musiał nigdzie się śpieszyć to wrócę mocny i kto wie? Może jeszcze zaskoczę WAS życiówką, jak w 2018 r. Piona 🖐

#chabowskiathletictrainingsystem

Dodaj komentarz

Udostępnij Facebook

Warto przeczytać również

Kenia. Tydzień aklimatyzacyjny.

     Dzika Afryka wita 🙂 To jest mój pierwszy wyjazd do Kenii, a bardziej szczegółowo do Iten, czyli home of champions. Wpis ma dotyczyć

Maraton w Enschede 2021-Relacja

Cześć!  Nazywam się Marcin i jako tako od biedy biegam maratony 🙂 Jak już mowa o biedzie, to parafrazując Rafała Paczesia “jeb…. bie…..”. No dobra,

Teneryfa-Część 1

Zgrupowanie na Teneryfie Część I   Tyle się działo, że sam już nie wiem od czego by tu zacząć i czy o wszystkim chce napisać