Torrevieja-Podsumowanie II tygodnia.

Kończy się właśnie 3 tydzień pobytu w Torrevieja, więc wypadałoby podsumować ten drugi, zwłaszcza, że na blogu wisi już krótkie streszczenie pierwszego. Powiem szczerze, że lekko nie było i to z wielu względów. Mam tutaj na myśli kwestie treningowe, socjalne, odnowy biologicznej i organizacyjne, gdyż jak wiemy czas leci w Hiszpanii szybko, a życie w Polandii się toczy i pewne tematy także musiałem pozamykać pracując zdalnie.

Treningowo był to oczywiście udany tydzień. Mikrocykl, który wykonałem był dość wymagający, choć był też czas na długi trening innego rodzaju – ot takie połączenie relaksu z pożytecznym. Wybiegałem dokładnie 160km na 10 jednostkach treningowych. Z mocnych akcentów miałem pierwsze Tempo Run 10km po 5 miesiącach przerwy od tego rodzaju treningu, szybsze dłuższe wybieganie, mocny akcent siłowo – szybkościowy, długi bieg 30km oraz całą rundę golfa (4h 30min). Niestety ubolewam nad tym, że z odnową jest tutaj nad wyraz ciężko, żeby nie powiedzieć totalna AMATORKA. Do tych wszystkich kwestii postaram się odnieść w kolejnych akapitach.

Zacznę może od treningu i najcięższej jednostki. Tempo run 10km przebiegłem w 30:50. Tego dnia wiało dosyć mocno, do tego stopnia, że z wiatrem biegłem po 2:55-3:00/km, a pod wiatr 3:12-3:08. Jestem zadowolony z tej jednostki, ponieważ zakwasiłem się akceptowalnie 5,7 mmol/l, siłowo biegło się ten trening znośnie, a głowa też dała radę, choć ostatnie 2km biegłem pod wiatr i musiałem trochę mentalnie popracować : ) Przed tym treningiem nie miałem żadnych założeń czasowych, chciałem biec na samopoczucie i  trochę bez komfortu, ale gdzieś tam w głowie ułożyłem sobie, że dobrze byłoby pobiec 30:50-30:40. Dzień później miałem szybsze 20km i nogi też pracowały jak należy. W tygodniu zaliczyłem też mocny akcent na podbiegach i zbiegach, a tydzień zamknąłem long runem 30km w średnim tempie 3:45/km. Nogi swoje odczuły, zwłaszcza, że to drugi tydzień obozu, a ja nie miałem ani jednego porządnego masażu.

No właśnie, jak to jest z tą odnową. Powiem szczerze – amatorka. Jednym z powodów dlaczego piszę o sobie czasami amator jest to, iż nie mam za sobą żadnego profesjonalnego zaplecza. Wynajmuję apartament, cała organizacja takiego wyjazdu jest na mojej głowie. Jestem sobie sprzątaczką, kucharzem, trenerem i menagerem etc. Byłem tutaj na masażu to Pan pisząc delikatnie „wcierał oliwkę” w moje nogi. Chyba z 5 razy mówiłem MAS FUERTE, ale coś słabo to na niego działało. Drugi spec odwołał wizytę, a trzeci do którego chciałem się dostać jest na wakacjach : ( Tak więc moja odnowa sprowadza się do moczenia nóg w wannie, rollera, flosingu i stretchingu. Szczerze ? słabe to jest. Pewnie znajdą się głosy, że narzekam, że powinienem się cieszyć, bo trenuje w Hiszpanii i nie muszę biegać w zimnie i śniegu  itp : )  Tyle, że wiele osób oczekuje od nas (ode mnie) nie wiadomo jakich wyników i walki o czołowe lokaty na imprezach mistrzowskich. Różnica tylko jest taka, że wielu z czołówki i naszych rywali trenuje w górach, mają zaplecze o którym piszę i przede wszystkim spokojną głowę. Wystarczy wejść na Instagram i sobie prześledzić poczynania innych szybkich ścigaczy. Staram się nie myśleć o tych przeszkodach, robić swoje i pracować nad swoim ciałem, aby samemu ściągać napięcia, choć wiem, że nic nigdy nie zastąpi rąk dobrego fizjo. Mając 2 masaże tygodniowo trenował bym pewnie trochę mocniej, a jak nie trenowałbym więcej to na pewno minimalizowałbym ryzyko urazu.

Wracając do rzeczy przyjemnych to spotkałem się tutaj z moim kolegą Edkiem i rozegrałem z nim całą rundę w golfa na przepięknym polu La Romero. Wyszło nam prawie 5 godzin gry, oddaliśmy około 100 uderzeń oraz przeszliśmy 14km. Dodać do tego mój ranny trening Easy 14km + 10×100 RTM to wyszedł bardzo intensywny dzień : ) Muszę WAM powiedzieć, że uprawiałem w swoim życiu wiele sportów i golf jest chyba najtrudniejszą dyscypliną sportu z jaką miałem do czynienia. Siła, precyzja, technika, luz, koordynacja, odporność psychiczna oraz niesamowita kondycja to atrybuty, które powinien posiadać dobry golfista. Mówię Wam szczerze, ten sport męczy i człowiek jest wypruty po 18 dołkach. I pisze to ktoś, kto trochę pocierpiał uprawiając sport i uprawiał kilka dyscyplin na dość wysokim poziomie. Golf jest trudny, wymagający, czasami frustrujący, ale warto się z tym zmierzyć. Nawet dla samych widoków pięknych pól golfowych : )

 

\

Na koniec wyznam Wam, że chciałbym pisać tutaj częściej. Będąc zupełnie szczerym to trochę brakuje mi na to siły i czasu. Trening pochłania dużo energii + gotowanie + opieka nad moimi podopiecznymi + nagrywanie dla Was filmów i montowanie ich + kilka innych tematów, które mam do ogarnięcia. Jest naprawdę co robić : ) Nie mniej jednak będę się starać i mam nadzieję, że te wpisy się Wam podobają. Piona i do usłyszenia.

Dodaj komentarz

Udostępnij Facebook

Warto przeczytać również

Kenia. Tydzień aklimatyzacyjny.

     Dzika Afryka wita 🙂 To jest mój pierwszy wyjazd do Kenii, a bardziej szczegółowo do Iten, czyli home of champions. Wpis ma dotyczyć

Maraton w Enschede 2021-Relacja

Cześć!  Nazywam się Marcin i jako tako od biedy biegam maratony 🙂 Jak już mowa o biedzie, to parafrazując Rafała Paczesia “jeb…. bie…..”. No dobra,

Teneryfa-Część 1

Zgrupowanie na Teneryfie Część I   Tyle się działo, że sam już nie wiem od czego by tu zacząć i czy o wszystkim chce napisać