Rozdział 2
Piszczele
Chciałoby się napisać pie…..piszczele. W pierwszym tygodniu wprowadzającym do treningu pisałem o dyskomforcie w stawach kolanowych, co zapewne było spowodowane większą masą ciała i długą przerwą od jakiegokolwiek wysiłku. W tygodniu drugim kolan już nie czułem, ale za to, co się namęczyłem i dalej męczę z oba piszczelami to wiem tylko ja. Boli, każdy trening biegam z bólem, ale nauczony doświadczeniem z lat ubiegłych wiem, że to jest normalne i będzie boleć. Słabsza łydka, spięta łydka, przykurczony płaszczkowaty to główne powody mojego bólu przedziału przyśrodkowego goleni. To nic innego jak popularny MTSS, o którym zapewne napiszę w innym wpisie.
Codziennie nad tym pracuję. Rozciąganie, masowanie, rolowanie oraz wzmacnianie. Ważne jest tutaj, aby dobrze dobrać proporcje ćwiczeń i nie doprowadzić do dysbalansu siłowego pomiędzy brzuchatymi, płaszczkowatym i piszczelowym przednim. Muszę się z tym stosunkowo szybko uporać, ponieważ komfort treningu wynosi u mnie obecnie 0, gdyż forma kiepska i dodatkowo czuję ból przez cały trening. Nie jest to problemem, gdy robię codziennie spokojne biegi, ale będzie przeszkodą, gdy będę chciał wprowadzić szybsze jednostki np. BC2, podbiegi i rytmy. Ból jest różny, czasami lekki i znośny, a czasami ledwo do zniesienia. Zależność jest jedna – zawsze po głębokim dobrym masażu przez dwa dni jest lepiej, potem ubijam słabe łydy i boli mocniej.
Co do wagi i akcji wytop. Ważę się tylko rano na czczo i w tydzień udało się zbić 1.3kg. Tylko takie dane posiadam. Nie mierzę poziomu tkanki tłuszczowej, ale jest jeszcze sporo do zrobienia. Podczas treningu cały czas się czuję ciężki i w moim wypadku powiedzenie “masa biega” chyba nie idzie w parze z samopoczuciem. Cieszę się, że stopa nie boli i nie daje dolegliwości, ale jak sami wiecie napier….. co innego i trochę wychodzę na trening zniechęcony. Dieta u mnie wygląda normalnie i staram się jeść normalnie. Nic nie liczę, nic nie ważę, na wszystko sobie pozwalam, a dokąd takie podejście mnie zaprowadzi to się zobaczy na przestrzeni kolejnych 2-3 tygodni. Oczywiście czasami niestety dostarczam puste kalorie w postaci piwka, ale jak tu obejrzeć LAST DANCE z MJ’em w roli głównej, lub pozabijać w COD’a bez złotych bąbelków. No umówmy się – ciężkie to jest😜 Podsumowując temat wagi – dalej czuję się jak pancerny i ciężki czołg.
Treningowo nie ma tutaj wielkiej filozofii – do easy run dodałem oczywiście sporo sprawności, ćwiczeń wzmacniających i dwa lekkie elementy siły biegowej w postaci marszów siłowych – jak wygląda taki marsz znajdziecie na moim profilu INSTA 👉 tutaj. W drugim tygodniu w dalszym ciągu wykonuję jedną jednostkę biegową dziennie i tyle starczy, ponieważ więcej biegania byłoby ryzykowne. Mój trening wyglądał następująco:
PN Easy 12km+spr+SB 8x50m marsz siłowy
WT Easy 14km+spr
SR Easy 14km+spr
CZ Easy 12km+spr+SB 10x50m marsz siłowy+1km TR
PT Easy 14km+spr
SO Easy 14km+spr+6×100 RTM (próbne rytmy)
ND Easy 15km+spr
Układ krążenia jest jeszcze stosunkowo słaby. Mięśniowo też rewelacji wielkiej nie ma. Zawsze powroty są trudne. Pewnie minie z miesiąc zanim zacznie mi się biegać lepiej oddechowo i mięśniowo oraz będę trochę lżejszy 🙂 Średnio biegałem po 4:15-4:20/km, przy średnim HR 137-140. Szału nie ma i nie będzie przez najbliższy kwartał. Czeka mnie mozolna i trudna “stachanowska praca”.
PS.
Maciek jeszcze żyje i na razie ma się całkiem dobrze – ale do czasu. Przyjdzie taki dzień, kiedy będę mógł zacytować T-101 i rzec “Hasta la vista baby”.
#chabowskiathletictrainingsystem #badzfajnyudostepnij 😁